wtorek, 24 lipca 2012

Rozdział 37


Cześć! Napisałam ten rozdział tego samego dnia, kiedy dodałam ostatni ale kompletnie nie miałam czasu go dodać. Obronię się,że są wakacje  i muszę z nich korzystać. :> Chciałam was poinformować,że następny rozdział pojawi się dopiero około 10 sierpnia, bo teraz wyjeżdżam! Ok, to tyle ode mnie. Naprawdę czekam na komentarze, dają mi wiele szczęścia. :)

Wszyscy czuliśmy się zmęczeni słońcem, więc zwinęliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy w stronę domku. Prowadził Josh z Emily, za nimi Martin i Chloe, którzy żywo o czymś dyskutowali a na końcu my, czyli cała reszta. Szliśmy szerokim deptakiem,a w okolicy nie było żadnych domków oprócz naszego. Tak, to spokojne miejsce przeznaczone tylko i wyłącznie dla nas. Oczywiście, nie wygląda to jak domek na typowym zadupiu, gdyby spojrzeć trochę dalej jest kilka sklepików i innych mieszkań a nawet pieszo dojdzie się do centrum miasta.
Wszyscy powędrowaliśmy do własnych pokoi. Ja z Lili udaliśmy na drugie piętro i weszłyśmy do swojego. Otworzyłam drzwiczki od balkonu a następnie oparłam się o brązową barierkę.
-Pięknie tu. - westchnęłam i obejrzałam się do tyłu, by spojrzeć na przyjaciółkę.
-No co ty nie powiesz. - zaśmiała się, wstając z łóżka. Po chwili znalazła się koło mnie.
-Zamieszkajmy tutaj, same.- zamknęła oczy rozkoszując się przyjemnie wiejącym, ciepłym wiatrem.
-Słyszysz co ty mówisz? Nie wytrzymujesz tutaj czterech dni bez pisania ze swoim kochasiem, a co dopiero kilka miesięcy. - szturchnęłam ją w ramie, a na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech na same wspominanie o Liamie.
-Chodź mała, idziemy się szykować. Chłopacy szykują mini imprezę przy cieple ogniska. Wiesz, powtórka z rozrywki.
Posłusznie weszłam do pokoju i skierowałam się do łazienki. Nałożyłam make-up, wyprostowałam swoje średniej długości włosy i musnęłam powieki eye-linerem. Następnie otworzyłam swoją walizkę, gdzie wyszukałam wygodne buty na koturnie, niebieską koszulę i ciemne jeansy.
Nie wiem ile to wszystko mi zajęło, ale kiedy stwierdziłam,że jestem gotowa chłopacy zwoływali już wszystkich by schodzili. Poczułam się jak na koloniach, kiedy kucharki wołają na stołówkę by zjeść obiad, nieźle.

Przed domkiem stało więcej ludzi niż się spodziewałam, to nie będzie taka mała impreza jaka się zapowiadało, tu jest ponad trzydzieści osób! Przypuszczam,że zaprosili młodzież z okolicy, by lepiej się zapoznać i sądzę,że to dobry pomysł.
Chłopacy nieśli alkohol, a dziewczyny jednorazowe kubki i talerzyki do kiełbasek. Ja szłam z przodu i usiadłam na drewnianej ławce obok Eric'a.
Rozmawiałam z nim dobrą godzinę opowiadając sobie różne ciekawe historie i co od ostatniego spotkania się w naszym życiu zmieniło. Mówił,że ma dziewczynę i zamierza się jej niedługo oświadczyć! To jest coś, ta kobieta musi być szczęściarą. On jest przystojny, dobrze zbudowany o ciemnej karnacji. Prawdę mówiąc z wyglądu odrobinkę przypomina Zayna. Erik, czyli Jane (od nazwiska) też ma czarne włosy z zaczesaną grzywką do góry. Sądzę,że jego wybranka też musi być niczego sobie. Nie za bardzo chciałam mu opowiadać co u mnie. Po prostu, sądzę że chwalenie się z jakimi gwiazdami przesiaduję nie będzie stosowne. Odpowiedziałam krótko, że mam fantastyczną szóstkę najlepszych przyjaciół i spędzam z nimi każdy wolny czas. Miałam szczęście,że chłopak nie wypytywał o szczegóły.  
Martin włączył muzykę, a wszyscy zaczęli tańczyć na trawie. Później wznieśliśmy toast za dobrze zakończony rok szkolny.

Było już dość ciemno, lecz my nie przestawaliśmy się bawić. Zmęczona ponownie zasiadłam, ale już nie dbając o nic na trawie. Dopiero później zorientowałam się,że większość tak robi. Moje oczy były zmęczone, a nóg już w ogóle nie czułam od tańców. Nagle ktoś zwinnie zakrył mi swoimi dłońmi oczy. Zaczęłam głośno krzyczeć bo naprawdę się przestraszyłam. Po rękach stwierdziłam,że musi być to chłopak. Próbowałam się uwolnić, lecz ten ktoś zaciskał je bardzo mocno. Czułam znane perfumy. Połączenie mocnego męskiego zapachu z dodatkiem wanilii.
-Puść mnie. Proszę..- wypowiedziałam zrezygnowana.
Ustąpił, a ja odwróciłam się w jego stronę.
-Niall?! - wykrzyknęłam tak głośno,że palcami zakryłam usta. -Co ty tu robisz? Znaczy się, co wy tu robicie? - rozejrzałam się wokół siebie i zobaczyłam Liama z Lili przytulających się tak jakby nie widzieli się p o n a d rok.
Szczerze mówiąc byłam zdenerwowana. Nie chodzi tu już o fakt, że tutaj przyjechali, tylko bo ich zobaczyłam. Tak, wypiłam kilka kolejek dobrej wódki, co mnie usprawiedliwia bo jestem na imprezie. W głowię lekko mi się kręciło a serce biło jak szalone. Nie dość, że ktoś zrobił mi głupi dowcip zakrywając moje oczy, to okazuję się, że to Niall. Świetnie.
-Payne, przyjechał do swojej dziewczyny tłumacząc się,że naprawdę za nią tęskni. A ja.. ja nie mogłem pozwolić sobie by przepuścić taką okazję by znowu być w Australii! - mówił zafascynowany blondyn.
Wpatrywałam mu się prosto w oczy, kiedy nagle odezwał się Liam.
-Zapomnieliśmy Ci powiedzieć... -Wyjąkał. Rozluźnili uściski z jego dziewczyną.
-Świetnie- Założyłam rękę na rękę i zacisnęłam dłonie w piąstki.
-Nie cieszysz się,że przyjechaliśmy?- Niall posmutniał, a na jego policzkach pojawiły się dwa różowiutkie wypieki.
-Nie chodzi o to Horan... - odpowiedziałam i na chwilę obróciłam głowę do tyłu by nabrać sił by mówić dalej.
-Zapomnieliście... Znów zapomnieliście mi czegoś powiedzieć! Czy naprawdę ja się nie liczę,że mnie pomijacie? Nie dbam o to czy tutaj jesteście, może was tu nie być, ale znów zapomnieliście mi czegoś powiedzieć!- wykrzyknęłam. - Ostatnio jak Zayn wyjechał, też to wttedy mi zapomnieliście powiedzieć, prawda? D z i ę k i za lojalność, może kiedyś coś zrozumiecie, na przykład czym jest przyjaźń. - byłam tak zdenerwowana,że aż cała się paliłam w środku. Serce biło mi tak mocno, jak nigdy dotąd.
Spojrzałam za nich. Stała tam grupka młodych dziewczyn, już wiedziałam że czekają na swoich idoli.
- Widzę,że wakacje też mi zepsujecie tak jak i mój związek. Wasi fani są wszędzie. Pierdolę to. - odwróciłam się i poszłam w kierunku lasu..


czwartek, 12 lipca 2012

Rozdział 36

Większość czasu spędzonego w samolocie przespałam opierając wygodnie głowę o ramię Lili. Nie wiem czy mogłam nazwać to snem, czy może tylko miałam zamknięte oczy. W mojej głowię myśli się gryzły nieustannie. Serce podpowiadało mi co mam zrobić, a rozum sugerował inną wersję wydarzeń. Ostatecznie zakończyłam rozmyślanie tym,że w Australii mam się bawić a nie zadręczać się problemami związany z chłopakami.
Kiedy opuściliśmy lotnisko skierowaliśmy się na postój taksówek, który nie znajdował się bardzo daleko. Prawdę mówiąc przeszliśmy tylko dwie przecznice i byliśmy na miejscu. Martin prowadził nas gdzie mamy iść. Zasiadłam w środku, pomiędzy moich przyjaciół w taxi. Przywitaliśmy się przyjaźnie z kierowcą, a następnie podaliśmy mu nazwę miasteczka, do którego zmierzamy. Rozejrzałam się. Li stukała paznokciami w swojego I-phone i mogłabym się założyć, że odbiorcą jej smsów jest Liam, co nie trudno było zgadnąć po jej uśmiechniętej minie. Zanim zorientowałam się, byliśmy już na miejscu. Wysiadłam z samochodu i przywitał mnie piękny krajobraz tego kraju. Znajdowałam się na skraju państwa Sydney. Tego uroczego miejsca nie da się zapomnieć!
Duże jeziorko i niewielka plaża ze złocistym piaskiem tylko dla naszej świetnej piętnastki! Kocham wracać tutaj co roku i spotykać się z tak wspaniałymi osobami jak oni. Nie mogę się doczekać kiedy wejdę do ich wszystkich ponownie zobaczę. Chwyciliśmy nasze torby z bagażnika i wprowadziliśmy go na nasz teren. Domek był ogrodzony średniej długości, brązowym płotem. Nie brakowało tutaj też, zadbanego ogródka i pola do robienia ogniska. Tam rok temu co wieczór ostro balowaliśmy...
Oh ile wspomnień przywołuję jedno miejsce..

-Jesteśmy – krzyknęliśmy chórkiem uchylając drzwi wejściowe na szerokość. Długo nie czekaliśmy, kiedy zbiegło się dużo osób wokół nas. Nagle zapanował wielki chaos. Wszyscy krzyczeli ze szczęścia, aż wreszcie pozwolili nam dojść do salonu. Wydaję mi się,że przywitałam się ze wszystkimi, więc zasiadłam na fotelu i chwyciłam butelkę z wodą, która leżała obok niego. Ogarnęła mnie chwila zawahania, lecz wydawała się na nienaruszoną.
-Emily!- zawołałam zadowolona, a ta odwróciła się w moją stronę. Przywitała mnie czułym uściskiem, a następnie kontynuowałam. - Masz dla nas jeszcze jakiś wolny pokój? - spytałam wskazując na zgromadzonych ludzi w salonie. Wszyscy byli skupieni na Lili, prawdopodobnie żywo o czymś opowiadała.
-Pewnie! Ten pokój co rok temu, odpowiada Ci? - uśmiechnęła się promienne, a ja ucieszyłam się na tą sugestie. Złapałam za rączkę od walizki i wciągnęłam torbę na drugie piętro domku.
Był to pokój kilkoosobowy z dwoma łóżkami i dużym tarasem gdzie można się poopalać czy spędzić miło czas. Wszystkie walizki położyłam na podłodze i zaczęłam się rozpakowywać...

Pierwsze trzy dni spędziliśmy dobrze się bawiąc wieczorami przy ognisku a za dnia chodziliśmy na plaże. Wreszcie spędzam czas z osobami mające normalne życie i uwolniłam się od świata wielkich gwiazd, gdzie nawet ja, przeciętna osoba była skazana na paparazzi kiedy pokazywałam się z chłopcami. Tak to zdecydowanie męczące. Współczuje im tego, że nie mogą robić tego co wszyscy, tego co ich rówieśnicy. Nie chodzi mi już o takie rzeczy jak chodzenie na imprezy ale chociaż do szkoły gdzie zawiera się nowe znajomości. To przykre, ale przecież oni tego chcieli, ciekawe czy czasami żałują... Ale jakoś muszą sobie z tym radzić.


Dzień piąty.
-Gotowa? - spytał Josh odwracając się w moją stronę.
Przystanęłam na chwilę, by zapiąć moją koszulę na jeden guzik i poszłam w jego stronę. Wszyscy czekali już na plaży. Większość z nich pływała w jeziorze lub grali w siatkówkę. Rozejrzałam się, szukając wśród nich Lili i zobaczyłam ją na kocu, a następnie położyłam się obok niej. Słońca nam nie brakowało, aż w którymś momencie stało się bardziej dokuczliwe niż przyjemne, więc postanowiłam wstać lecz kiedy zobaczyłam nadbiegających chłopaków pokrzyżowało to moje plany. Od razu wiedziałam co zamierzają zrobić...
-A! Proszę zostawcie nas!
-Woda jest zimna! – krzyczała Lili.
-Heath zostaw mnie, już! Nie mamy po czternaście lat, by się w takie rzeczy bawić! - podpuszczałam go.-Ależ owszem, mamy- uśmiechnął się zadziornie i udało mu się przerzucić mnie przez ramie. Moja głowa zwisała i choć byłam bezradna to uderzałam swoimi rękoma w jego plecy a nogami wymachiwałam jak małe dziecko. Nadszedł ten moment kiedy Heath stał już po kolana w wodzie i czekał na jego kolegę, który niósł moją przyjaciółkę. To był ostatni moment, kiedy mógłby jeszcze zmienić zdanie, więc zaczęłam bardziej łagodnie.
- Heath..- zaczęłam szeptem. - Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
- Naturalnie.
- Więc dlaczego mi to robisz? Dobrze wiesz, że dzisiaj moglibyśmy wypić twoje ulubione whisky, wiesz co? Nawet bym się do tego zmusiła, pomimo że go nie lubię. Jeden warunek by to się stało? Nie możesz mnie wrzucić do wody. - zasugerowałam.
Chłopak miał zmieszaną minę więc od razu dopowiedziałam.
-Pomogę wam w takim razie wrzucić Lili. – cwaniacko uniosłam brwi, a ten się uśmiechnął.
Rozejrzeliśmy się gdzie oni są i podbiegliśmy w ich kierunku. Josh wziął dziewczynę na plecy a my uniemożliwiliśmy jej jakąkolwiek obronę.
-Zdrajczyni!- wydobyła w moją stronę, a ja spojrzałam na Heatha.
Byliśmy już ponownie po kostki w wodzie, a Josh straszył ją, że zaraz wpadnie i będzie morka. Od czasu do czasu wykonywał znany trik, że już spada ale mimo wszystko cały czas ją trzymał.
- Wrzucaj ją!
- No dalej! - krzyczeli wszyscy, a zaraz Lili wpadła z hukiem do wody, która była dość ciepła, ale dla osoby leżącej przez dłuższy czas na słońcu nie za bardzo. Wynurzyła swoją głowę i od razu odgarnęła z twarzy swoje włosy a potem goniła Josha by się odegrać.
- To nie w porządku, że tylko ja wpadłam. - mówiła obrażona.
-Ma się ten dar do przekonania ludzi. - westchnęłam zadowolona z siebie.
-Whisky. - wtrącił Heath przypominając mi.
-tak, pewnie. Przecież pamiętam, jak mogłabym zapomnieć? - przewróciłam oczyma a uśmiech od razu zszedł mi z twarzy.



sobota, 30 czerwca 2012

Rozdział 35




Obróciłam się na pięcie i szybko zbiegłam schodami w dół. Byłam w szoku, jak mogłam się do tego dopuścić? Całowaliśmy się w moim mieszkaniu, tak po prostu. Co powinnam zrobić? Odepchnąć go i zacząć krzyczeć jak on mógł? Nie to odpada, przecież sama tego chciałam. Pozwoliłam mu kontynuować i to ja go sprowokowałam... jestem skończona.
Wyszłam z klatki schodowej a następnie rozejrzałam się, zastawiając dokąd mam pójść. Moim oczom rzucił się duży, czarny samochód. W środku widziałam już z daleka uśmiechnięte twarze moich przyjaciół, z którymi mam zaraz wyjechać do Australii. Poprawiłam torbę, która zwisała mi przez ramię i ruszyłam. Uniosłam rękę dając im znać,że już idę. - Milena! - usłyszałam rozbawiony głos Louisa, który był tak przyjazny, że aż nie pasował do całej sytuacji. Mimo że mnie wołał, nie reagowałam. Zatrzymałam się na chwilkę, lecz wzięłam głęboki wdech i postawiłam kolejny krok, tym samym zbliżając się do samochodu. - Czy ty mnie słyszysz? - chwycił mnie gwałtownie za przedramię co od razu zmusiło mnie do obrócenia się w jego stronę
- Tak, teraz tak. Zamyśliłam się, przepraszam – Wymusiłam na swojej twarzy uśmiech, a on pogładził mnie po ręce.
- Myślałem już, że uciekasz specjalnie żeby się nie pożegnać – Uniósł jedną dłonią moją głowę tak bym spojrzała mu w oczy. Gwałtownie się poruszyłam tak aby tego uniknąć. Sparaliżowało mnie. Nie wiedziałam jak mam się zachować. Odsunęłam się od niego.
- Wiesz... - Zaczęłam. - Nie lubię pożegnań. Prawdę mówiąc masz rację, śpieszę się też bo oni czekają - Wskazałam palcem na grupkę osób siedzących w aucie.
- Musisz już iść. Baw się dobrze skarbie - Na jego twarzy malował się wielki uśmiech, a przez niego w moich oczach stawały łzy. Objął mnie w tali a ja mocno się wtuliłam, przy czym oparłam swoją głowę na jego ramieniu. Nie miałam odwagi mu nic powiedzieć, lecz słowa same cisnęły mi się na język. Powinnam wszystko poważnie przemyśleć, co tak naprawdę czuję i czy w ogóle coś czuję. Nie mogę podejmować pochopnych decyzji zwłaszcza, że zaważą one nad moim dalszym życiem. Tak, czułam się paskudnie przytulając się do swojego faceta z myślą, że przed chwilą robiłam to z zupełnie innym. Z moim byłym i w dodatku jego przyjacielem! Moje myśli gryzły się ze sobą, a głowa po prostu pękała na tysiące kawałków, nie wspominając już o sercu.
Uścisnęłam go mocniej, przyciskając swoją brodę do jego szyi. Zamknęłam swoje oczy, próbując zapomnieć o wszystkim innym wokół. Jego ciało biło przyjemnym ciepłem i przez te kilka minut czułam się najlepiej w całym życiu. Jego dłonie błądziły po moich plecach, aż w końcu dotarły do moich włosów.
- Louis, kocham Cię ale działasz mi na nerwy kiedy niszczysz moją fryzurę - Wydusiłam już z lepszym humorem.
Chłopak rozluźnił uścisk, tak by móc spojrzeć na mnie.
- Motywujesz mnie do dalszego dokuczania Ci w ten sposób, jeżeli mówisz mi potem takie ładniutkie słowa jak 'kocham Cię' – powiedział zadziornie, pokazując przy tym swój rządek bialutkich zębów.
- Oh - Westchnęłam. - Przecież dobrze wiesz, że Cię kocham, jak można nie kochać Louisa Tomlinsona, największej gwiazdy wszech czasów? - Próbowałam swoją wypowiedź obrócić w żart.
- Ale jesteś okropna dla mnie! Policzymy się, jak wrócisz do mnie, a teraz idź już - Odwrócił mnie tyłem do siebie i kierował do samochodu, pchając moje nogi swoimi.
- Wrócę do w a s Tommo, nie jesteś jedyny w Londynie - Nie wiem,dlaczego to powiedziałam. Powinnam ugryźć się w język, lub dwa razy pomyśleć co mówię. Przecież on jest moim JEDYNYM chłopakiem, a Zayn nie wchodzi w grę.
- Milena, mogę Cię o coś spytać? - Kiwnęłam głową dając mu do zrozumienia, że może kontynuować.
- Czy ty nasz związek traktujesz poważnie?- Nawet z jego twarzy znikł uśmiech,a pojawiło się zakłopotanie. Fantastycznie! Może opiszę mu akcje z Zaynem i będę miała te już z głowy?!
- Louis proszę...
- Ale odpowiedź mi, chcę wiedzieć na czym stoję - Szczerzę mówiąc, też bym chciała wiedzieć. Sama nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, a co dopiero jemu?
- Przecież dobrze wiesz...
- Nie właśnie Milena, nie wiem! Nigdy nie mieliśmy czasu by o tym porozmawiać więc..
- Aha, uważasz, że teraz to odpowiedni moment? To nic,że się spóźnię na samolot?
- Przepraszam – Spuścił głowę w dół, mówiąc to smutnym tonem.
- Nie to ja przepraszam, masz rację. Dajmy sobie czas Louis, pogadajmy o tym jak wrócę. - Odwróciłam się od niego, chcąc iść dalej.
- Czyli uważasz, że związek to taka sprawa, którą można przekładać na potem? Świetnie! Wiesz co? Ranisz... Ranisz mnie, bardzo - Jego słowa sprowokowały mnie, bym ponownie spojrzała w jego stronę.
- Nie, nie myślę tak! - Krzyknęłam od razu.
W moich oczach zbierały się łzy lecz za wszelką cenę starałam się być stanowcza i pewna tego co mówię.
- Rzecz w tym, że nie chcę się śpieszyć. Chcę być konsekwentna swoich decyzji, którą w tym przypadku jest nasz związek. Nie chciałabym Cię za kilka dni zranić mówiąc,że to nie ma sensu. Oczywiście tak nie myślę, ale proszę bądźmy rozważni, nie mamy po dwanaście lat. Pytałeś mnie czy traktuję nas poważnie, mam dwie opcje: tak albo nie. Wybrałam pośrodku, a wiesz dlaczego? Bo mówiąc tak, nie chcę Cie okłamywać, a wybierając nie.. nie chcę Cię stracić. Rozumiesz mnie?! - Głos mi się strasznie łamał.
Jego twarz była przepełniona bólem, a oczy aż się świeciły. Liczyłam na jakąkolwiek odpowiedzieć z jego strony, lecz on nic z siebie nie wydobył.
- Kocham Cię Loui - Powiedziałam co czułam i co chciałam mu powiedzieć. Podeszłam, a on mocno mnie przytulił. Wiedział dokładnie na czym stoi.
- Ja Ciebie bardziej - Dodał na pożegnanie. W tym momencie odeszłam od niego i spojrzałam w kierunku samochodu. Wszyscy byli wpatrzeni w nas jakby dosłownie oglądali film - ja z Tommo w roli głównej. Dopiero po chwili, ocknęli się i zrobili mi miejsce. Zasiadłam koło Lili, a ona otoczyła mnie ramieniem. - Dobrze zrobiłaś Majli. Louis a Zayn to dwa różne światy, musisz wiedzieć po którym chcesz stąpać. - wyszeptała mi do ucha. A ja wtuliłam się w nią jak małe dziecko. Wiedziałam,że ona obdarzy mnie wsparciem. Jest moją najlepszą przyjaciółką i doskonale mnie rozumie.
Po godzinie dojechaliśmy na lotnisko, gdzie było masa ludzi. Poszliśmy wspólnie na kawę a kiedy zawołano pasażerów na nasz lot, wzięliśmy torby i szybko ruszyliśmy.
Usiadłam przy oknie, a drugie wolne miejsce, zajęłam Lili. Podała mi swój telefon, bym potrzymała na czas,gdy ona zapinała pasy. Podziękowała ja spojrzałam na nią bez żadnych emocji.
- Musimy porozmawiać - Wiem - Wyrwałam szybko.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić. - Przed wypadkiem chłopaków, jeżeli pamiętasz któregoś dnia spędziłam wieczór z Zaynem, co jednak nie był tylko wieczór tylko cała noc. Od tego się zaczęło. Co dalej, hm.. - myślałam, odplątując nerwowo słuchawki.
- Milena! To,że byłaś z Zaynem to nie jest żadną mi nowością jak i dla wszystkich. - przewróciła oczyma. - Chcę wiedzieć, co się stało po wypadku.
- On stracił pamięć. Nie pamiętał NAS. Siedziałam przy nim każdego dnia..błagałam by się obudził, a kiedy to się już stało on nie wiedział kim jestem.. rozumiesz? - jej mina zmieniła postać bardziej ­posmutniałej, która wyobraża sobie z dokładnością sytuacje, którą ja opisuję.
- Było mi ciężko to znieść. Sama myśl,że MY już nie istniejemy doprowadzała mnie do szału. Z początku chciałam mu powiedzieć o wszystkim... o naszym związku – Przerwałam.
- Więc dlaczego tego nie zrobiłaś?
- Dzień przed jego wyjazdem do rodziny, Zayn wyjaśnił mi, że nie chcę mnie ranić, biorąc też pod uwagę jego karierę zawodową. Więc po prostu postanowiłam, nie przypominać mu naszej przyszłości. On nie chciałbym mu przypomniała, to było jego życzenie.
- Naprawdę wierzysz w co mówisz? Słyszysz siebie? Myślisz,że on chciał Cie zostawić? On tylko chciał dla Ciebie dobrze... - tłumaczyła mi. - Jak pojawił się w twoim życiu Louis?
- Spotykaliśmy się i przez to znacznie zbliżyliśmy się do siebie. Sama nie wiem dokładnie kiedy to się zaczęło. On jest naprawdę świetnym chłopakiem. Chcę, żeby on był szczęśliwy i naprawdę było czy jest mi z nim dobrze. Jest idealny.
- Gdyby tak było, nie powiedziałabyś mu, że potrzebujesz jakieś durnego czasu - Zupełnie zapomniałam, że słyszała naszą dzisiejszą rozmowę. Ponownie zaciągnęłam powietrze i kontynuowałam.
- Kiedy, dzisiaj żegnałam się z Zaynem, on mnie pocałował - Spuściłam głowę w dół, bo było mi strasznie głupio.
- A jednak pamięta!- Wykrzyknęła, a ja rozkazałam jej mówić ciszej.
- Niekoniecznie, sprowokowałam go w pewien sposób, ale naprawdę przez przypadek - Zapewniłam ją. -
- Miałam zamiar już wyjść więc przytuliliśmy się w moim domu, oczywiście na pożegnanie. Poczułam jego perfumy i wywołało to we mnie masę wspomnień. Ścisnęłam go mocniej a swoją głowę przyciągnęłam do jego szyi. W pewnym momencie otrząsnęłam się i kiedy stwierdziłam,że pora już iść, chciałam dać mu symboliczne buzi w policzek. Jednak on akurat w tym momencie obrócił się i nasze usta się zetknęły.
- Chciałaś tego?
- Nie! Tak, znaczy nie wiem... - Zakryłam swoją twarz rękoma by zamaskować swoje zmieszanie.- Moim zdaniem, gdybyś była pewna Tomlinsona, z pewnością to by się nie stało. Dobrze Ci posłuży przerwa, oczywiście mogę się mylić. Zastanów się nad tym wszystkim. - uśmiechnęła się i podała mi kubek z dobrym drinkiem,który w międzyczasie przyniosła nam stewardesssa.
- Nie sądzisz,że gdybym z żadnym nie była, było by najlepszym pomysłem? - szturchnęłam ją w ramię.
- Może najlepszym ale też i najgłupszym - odpowiedziała śmiejąc się ze mnie pod nosem.